Trochę tutaj chłodno na tym południu więc uciekam na północ, rano wsiadam w autobus do Osorno
do którego powinienem dotrzeć po południu następnego dnia, potem muszę jeszcze złapać jeden autobus i pod wieczór powinienem dotrzeć do celu czyli Pucon
Ponieważ po stronie Chilijskiej nie ma drogi jedziemy przez Argentynę dokładnie ta samą droga którą przyjechałem z Barilocze, a autobus jest ponad połowę tańszy niż w Argentynie! Właśnie dlatego jedzie nim pewna Angielka, pomimo tego że autobus nie zatrzymuje się w argentyńskiej miejscowości przed Barilocze która jest celem jej podróży. Plecak zabiera ze sobą do środka żeby wysiąść przy nadarzającej się okazji, gdy zatrzymujemy się na granicy argentyńskiej przed ponownym wjazdem do Chile zabiera swoje rzeczy i odchodzi nikomu nic nie mówiąc. Niestety autobusy z południa Chile przejeżdżają przez Argentynę na specjalnych warunkach z zaplombowanymi lukami bagażowymi a lista pasażerów wjeżdżających i wyjeżdżających musi się zgadzać a my mamy brak jednej pasażerki więc celnicy zatrzymują nas na granicy i próbują ją znaleźć. Poszukiwania nie przyniosły rezultatu a my siedzimy i czekamy..... i czekamy..... i czekamy.......aż w końcu po jakichś dwóch godzinach pozwalają nam jechać dalej.
Chilijski posterunek znajduje się po drugiej stronie gór, po drodze mijamy szare widoki w dosłownym znaczeniu tego słowa. Wszystko jest pokryte warstwa popiołu wulkanicznego a na poboczach kupki zgarniętego z drogi popiołu wyglądające niczym zaspy śnieżne.