Zapytałem jakiś czas temu jednego Chilijczyka w autobusie czy mógłby mi polecić jakąś fajną, niedużą nadmorską miejscowość no i polecił mi Bahia Inglesa że niby białe piaski i trochę przypomina Karaiby. Gdy właściciel hostelu w Valparaiso zapytał mnie gdzie teraz jadę a ja mu odpowiedziałem Bahia Inglesa śmiał się że jadę na pustynie. Teraz wiem czemu! Faktycznie jest to zadupie na pustyni, niewielka plaża dwie ulice na krzyż i dwa sklepy w których wszystko jest 50% droższe niż normalnie. Generalnie miejsce którego raczej nie polecam. Ale za to poznałem fajnych ludzi i to tylko dlatego że wysiadając z autobusu w Caldera zobaczyłem że mają ze sobą namiot i zapytałem ich czy wiedzą gdzie jest pole namiotowe. Tak w zasadzie to moje pierwsze pytanie było - cześć, mówicie po angielsku
- nie
potem sam do siebie- k.... trzeba będzie męczyć hiszpański!
Zaproponowali żebym poszedł z nimi i tak dojechaliśmy do Bahia Inglesa znaleźliśmy pole namiotowe na którym sąsiedzi poczęstowali nas ostrygami, potem plaża a wieczorem jote (tanie wino z kartonu i coca colą)